Na 21.00 mieliśmy rezerwację w
Ice Barze. Powstał w 2002 roku i do dziś cieszy się niesłabnącą popularnością. Rezerwacji należy dokonać na konkretną godziną i można być wewnątrz ok. 45 min. Lodowe bryły pochodzą z rzeki Torne, znajdującej się w północnej Szwecji. Kiedy przed wyjazdem oglądałam filmiki z Ice Baru, zawsze było mnóstwo ludzi. Zimowa pora i późna godzina raczej nie zachęcają do odwiedzin w lodowym miejscu, dlatego byliśmy jednymi z niewielu gości.
Na wejściu otrzymaliśmy stylowe pelerynki i rękawiczki. Przeszliśmy przez drzwi i poczuliśmy na twarzach lodowate powietrze. Wewnątrz panowała temperatura -7°C. Pomieszczenie nie było zbyt duże, dlatego cieszyłam się, że i ludków było nie za wiele. Mogliśmy robić sobie zdjęcia do woli. W cenę biletu wliczono jeden drink. Ja poprosiła o Husky Sled, który składał się z waniliowej wódki, karmelu i soku jabłkowego. Był pyszny i nie wiem czy to temperatura, czy niska zawartość alkoholu, ale zupełnie nie wyczułam tej wódki. Pawła drink był trochę mocniejszy, nazywał Ice Bar i składał się z grejpfrutowej wódki, likieru tripel sec, soku z żurawiny i limonki. Drinki były podawane w lodowych szklankach. Pijąc, szklanki powolutku się rozpuszczały, tak że widać było wyraźnie miejsce zetknięcia ust z lodem. Kręcąc filmiki, fotografując i pijąc słodkie drinki, 40 minut zleciało błyskawicznie. Naprawdę dobrze się bawiliśmy w tym miejscu.
Cena biletu za osobę: 195 SEK