Matko! Co za ból! – takie oto zdanie stało się moją ulubioną frazą na ten sobotni, deszczowy poranek. Na szczęście na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy relaks w Aqua Parku.
5 minut drogi od naszego hotelu znajduje się
Tatralandia. Bilet całodniowy kosztuje 21 euro. My dodatkowo wykupiliśmy 3 – godzinny pobyt w saunach za 9 euro. Moje oburzenie budził fakt, że w tę dość wysoką cenę nie były wliczone zjeżdżalnie. Jednorazowy zjazd kosztował 2 euro! Podąsaliśmy się trochę na ten rozbój w biały dzień, ale później okazało się, że i bez zjeżdżalni można spędzić w Tatralandii wiele godzin i się nie nudzić.
Najpierw obeszliśmy obiekt dookoła. Jego wystrój jest wspaniały. Egzotyczna roślinność, wysoka temperatura i duża wilgotność sprawiają, że możemy się poczuć jak na słonecznej plaży. Centralne miejsce obiektu zajmuje olbrzymi statek piracki, który dzieli przestrzeń niemalże na pół. Z jednej strony znajdują się baseny, a z drugiej leżaczki, gdzie pod palmami niektórzy ucinali się sobie drzemki oraz mały basen otoczony skałami, w którym obowiązkowo należy zanurkować i poszukać niespodzianek. Okulary są absolutną koniecznością!
Nad basenami wiszą mostki, górne piętro przeznaczone jest dla „suchych” zabaw dziecięcych pod opieką animatorek.
Kiedy już rozejrzeliśmy się po okolicy, skierowaliśmy nasze kroki w stronę basenu termalnego, znajdującego się na dworze. Ach… jakież to cudowne uczucie! Muszę w tym miejscu wspomnieć, że po raz pierwszy miałam przyjemność skorzystania z wód termalnych, więc byłam zachwycona. Temperatura wody wynosiła około 30 stopni! Wspaniałe to było uczucie siedzieć sobie w takiej gorącej wody, kiedy z nieba pada drobny deszczyk.
Kiedy już mieliśmy dość, wróciliśmy do środka, a tam właśnie rozpoczęła się aquazumba. Kilka rytmicznych utworów, prowadzonych przez „hawajskie” tancerki i już opadłyśmy z sił.
Teraz przyszedł czas na relaks i wyciszenie. Idziemy do Celtyckiego Świata Saun. Wejściówka jest jednorazowa, więc aby wytrzymać te 3 godziny, należy organizm naprzemiennie ogrzewać i schładzać. A jest w czym wybierać! Do saun nie wolno wchodzić w strojach kąpielowych. Na wejściu dostaje się dwa materiały. Jednym należy się owinąć, a na drugim siadać lub kłaść się w saunach suchych. Do basenów i pod masujące prysznice wchodzi się nago. Hm… Dziękuję – nie skorzystam :P
W tym świecie światło jest lekko przygaszone i rozmawiamy szeptem. Każda z saun ma swoją niepowtarzalną atmosferę. Jest tylko jedna tradycyjna sauna, pozostałe mają różny charakter, są sauny które relaksują dźwiękiem, zapachem i światłem. Są baseniki bąbelkowe, w których moczy się stopy lub siedzi na kamieniach. Są sauny parowe i takie gdzie temperatura powietrza wynosi 30, 60 a nawet 100 stopni. W tej ostatniej powinno się przebywać jedynie 5 minut. Dla ochłody można zanurzyć się basenie z lodowatą wodą, wylać na siebie kubeł zimnej wody bądź natrzeć się lodem. Wszystko to sprawia jakąś dziwną przyjemność. Bo czyż po wyjściu z sauny gdzie powietrze parzy nas w nos, wylanie na siebie kubła lodowatej wody, może sprawiać przyjemność? Okazuje się, że może! Na koniec poszliśmy do groty solnej, gdzie temperatura była najbardziej zbliżona do pokojowej i wyszliśmy z tej krainy relaksacji i spokoju potwornie głodni.
Nietrudno zgadnąć gdzie skierowaliśmy nasze kroki. Oczywiście do restauracji. Menu nie należało do najtańszych, ale też nie było na tyle wygórowane, aby oprzeć się pokusie. Aby najeść się do syta można zmieścić się w 10 euro.
Po pysznym posiłku jeszcze przez jakiś czas korzystaliśmy z basenów na zewnątrz i wewnątrz.
Mocząc się w basenie można skorzystać z baru, co też uczyniliśmy. Dostałam moje ulubione mojito, oczywiście
„Né alko! Praktycznie cały dzień spędziliśmy w Tatralandii. Jest to chyba jedno z ulubionych miejsc naszych rodaków, ponieważ Słowaków prawie w ogóle nie słyszeliśmy, natomiast zewsząd dobiegał nas język polski. Dzień absolutnie należał do udanych.
Strona Tatralandii: http://www.tatralandia.sk/pl/strona-glowna/