Już się ściemniło kiedy wsiedliśmy w autobus. Trzy przystanki przed dworcem zauważyliśmy poczdamski jarmark świąteczny. Stwierdziliśmy, że skoro zostały tylko trzy przystanki to na pewno damy rady dojść na piechotę do dworca, a tymczasem skoczymy na jarmark. Posililiśmy się rewelacyjnymi bułkami z ciepłą szynką oraz stekiem, przeszliśmy przez jarmark wzdłuż i wszerz i ruszyliśmy na dworzec. Chociaż było już ciemno czuliśmy się bezpiecznie i raźno szliśmy przez siebie, aż dotarło do nas, że jednak zabłądziliśmy. Mamy Poczdamu nie mieliśmy, ani w telefonie ani w przewodniku. W końcu udało nam się znaleźć mapę na słupie. Próbując znaleźć miejsce, w którym się znajdowaliśmy musieliśmy mieć bardzo głupie miny, ponieważ pewien starszy Niemiec zatrzymał się przy nas i zapytał czy może pomóc. My po angielsku, on po niemiecku i tak sobie bez sensu gawędziliśmy aż pan machnął rękę i stwierdził, że nam zaprowadzi, bo z tej naszej rozmowy nic by nie wyniknęło. I rzeczywiście odprowadził nas do miejsca skąd mieliśmy prostą drogę do samego dworca. Uff… jeszcze tylko plątanina na dworcu, jaki peron i jaki bilet. Tym razem już grzecznie skasowaliśmy bilety na peronie i szczęśliwi siedzieliśmy w pociągu do Berlina.