Odwiedziny w Wiosce Masajów kosztowały nas 25 dolarów za osobę. Trochę sporo jak na 40 minutową wizytę.
Wizyta rozpoczęła się od pokazu tańca Masajów, tradycyjne śpiewy, skoki w wykonaniu mężczyzn i kobiet. Zachęcano aby się przyłączyć, jednak zgodnie z płcią. Źle jest widziane, aby kobieta dołączyła do mężczyzn. Następnie zaproszono nas do wioski, pokazano jak się krzesi ogień, zaprowadzono do chat, gdzie Masaj opowiadał nam trochę o tym jak budują te chaty. Robią to kobiety, do mężczyzn należy dostarczenie materiałów, czyli odchodów i patyków. W chacie na jednym „łóżku” śpią rodzice a na drugim dzieci. Pośrodku pali się ognisko, którego zadaniem jest ogrzewanie oraz odstraszanie owadów. Z powodu dymu i przechodzenia z ciemnej chaty na nasłoneczniony „dwór” Masajowie bardzo wcześnie mają poważne problemy z oczami. Masajowie żywią się głównie kozim mięsem, mlekiem i krwią, którą upuszczają z bydła, podobno w sposób bezbolesny. W chacie wisiało kilka garnków, ubrań nie widzieliśmy. Natomiast nie wiedziałam w jaki sposób na tak maleńkiej przestrzeni mieści się wielodzietna rodzina. Kolejny punkt wycieczki to przedszkole, gdzie dzieciaki pięknie zaśpiewały piosenkę i powiedziały angielski alfabet. Te małe szkraby już od najwcześniejszych lat uczą się angielskiego. Dzieci muszą odbyć 6 lat obowiązkowej szkoły podstawowej. Dlatego w wiosce były same maluchy. Starsze mieszkają u rodziny, w pobliżu szkoły. Ich rodzice płacą za utrzymanie dzieciaków. W przedszkolu niektórzy z naszych uczestników przekazali podarunki dla dzieciaków w postaci pomocy szkolnych oraz cukierków. Właściwie Masajowie nie byli zaskoczeni
Przyznam się szczerze, że zupełnie nie wiem co robić w takich sytuacjach. Takie obdarowywanie uczy, że Biały zawsze coś da i pojawiają się problemy. Zamiast pracować to bardziej opłaca się wystawanie w miejscach gdzie są turyści. Z drugiej strony nie dawać? A jeśli dawać to co? Cukierki? Dzieciakom psują się zęby, a nie stać ich na leczenie. Pomoce szkolne, zdarza się, że sprzedają. Ponoć najlepszą formą niesienia pomocy jest wspieranie lokalnych instytucji oraz rzemieślników. Czyli dużo lepiej zrobimy kupując coś bądź korzystając z usług i dając zarobić, niż podrzucać pieniądze czy upominki. Niemniej zdarzyło mi się, że oddałam część lunch boxu mojego i Pawła dziecku, które żebrało na granicy, prowadząc swojego ślepego krewnego. Wcześniej widziałam scenę, gdzie obdarowani jedzeniem chłopcy nawet nie podziękowali, a już pokazywali, że chcą pieniądze, więc nie byłam pewna jak chłopiec zareaguje. Jednak nie pożałowałam swojej decyzji, bo Mały uśmiechnął się rozbrajająco i zabrał się za herbatniki. Jego niewidomy krewny również się poczęstował. To są trudne sytuacje i bardzo trudno jest obrać stanowczą postawę.
Po przedszkolu obowiązkowy punkt, czyli rynek. Na drewnianym płocie rozwieszono ozdoby masajskie, które można było kupić za naprawdę duże pieniądze. Zupełnie nie nadaję się do targowania, ale chyba kolega Masaj, uznał, że nie potrafię liczyć. Jeśli mi podał cenę za bransoletkę 5$, to ja jeśli chciałam kupić tych bransoletek 15, to powinnam zapłacić max 75$, a liczyłam na sporą zniżkę. Na to usłyszałam, że za 15 bransoletek to będzie 80$. Po raz kolejny próbowano zrobić ze mnie idiotkę. Podziękowałam i zrezygnowałam z zakupów. Chociaż bardzo mi zależało. Chciałam przywieść do Polski bransoletki z masajskiej wioski. No ale trudno. Nie mogliśmy się porozumieć, a moja duma została urażona. Kiedy już siedziałam w samochodzie przyszedł do mnie jeszcze raz z tymi nieszczęsnymi bransoletkami i na każde moje „nie” dorzucał kolejną bransoletkę. W końcu kupiłam je za te 5$, ale i tak uważałam, że stanowczo za drogo zapłaciłam. Niemniej są unikatowe i zapłaciłabym więcej gdyby nie próbowali mnie ogłupić.
Wrażenia po wizycie?
Początkowo czułam się jakbym była na przedstawieniu. Ot szopka dla turystów. Jednak ci ludzie naprawdę żyją bardzo skromnie i to nie jest pod turystów. Owszem powodzi im się coraz lepiej, mają zegarki i telefony komórkowe. Nie szukają już wody, ale ją kupują. Nie są to już koczownicze plemiona słynące z groźnych wojowników. Ale czy to źle? Masaj musiał był wojownikiem i najlepiej aby zginął w walce, więc walczyli z kim się dało. Co więcej, zawsze wierzyli, że Bóg dał im całe bydło tego świata, więc okradali wszystkich dookoła. Obecnie prowadzą osiadły tryb życia i starają się dostosować do otaczającej ich rzeczywistości. Wydaje mi się że kultura Masajów nie zginie, nie zatracą swoich tradycji, ponieważ przynosi ona pieniądze. Turyści płacą, aby zobaczyć jak żyją, poczuć klimat Afryki i podziwiać ich barwną kulturę. Oburzenie może budzić fakt, że trzeba za to płacić, ale czemu niby mielibyśmy ciągle zakłócać ich spokój swoim wścibskim białym nosem i jeszcze wymagać aby przywitali nas z otwartymi ramionami? Masajowie zaczęli pracować w turystyce… :)