Pełni emocji stawiliśmy się o 4.00 na lotnisku Chopina w Warszawie. O 6.05 miał nastąpić wylot. Jednak nastąpiło opóźnienie ok. 20 min.
Tuż po przywitaniu wszystkich pasażerów kapitan zwrócił się do 6 spóźnialskich, przez których lot się opóźnił. Powiedział im taką przemowę na temat spóźniania się na samolot, że myślę, iż to było ich ostatnie spóźnienie. Ich bagaże były już wyjęte z samolotu, ale on jako kapitan, nie chcąc psuć im wakacji zezwolił, aby mogli wejść na pokład samolotu, upominając, że nie może być tak, że 180 pasażerów czeka, aż zrobią sobie zakupy. No cóż… mnie przemowa się bardzo podobała, oby nigdy nie była skierowana w moją stronę… :)
W między czasie okazało się, że Pawła fotel jest zepsuty, przez co nie mógł siedzieć prosto. Stewardesa powiedziała, że nie ma pustych miejsc, żeby mógł się przesiąść, ale w zamian da mu herbatkę. Przy okazji, ja też dostałam chociaż miałam fotel w porządku. Także bardzo miło zaczęliśmy lot. Zamówiliśmy sobie jeszcze naleśniki z serem. Porcyjka niewielka, ale za to pyszna.
Pokonaliśmy przestrzenie powietrzne Ukrainy, Rumunii, Bułgarii, Cypru, Egiptu, Sudanu, Erytrei oraz Etiopii. Lot trwał ok. 10 godzin. Lecieliśmy z prędkością 850 km/h na wysokości 7 tys. metrów, a temperatura za oknem wahała się w granicach - 60°.
0 10.15 mieliśmy międzylądowanie w Egipcie, dzięki czemu mogliśmy podziwiać pustynne krajobrazy, natomiast o 15.30 przekroczyliśmy Równik. To była dla nas ważna chwila. Pierwszy raz byliśmy na drugiej półkuli. O 16.15 naszego czasu wylądowaliśmy w Mombasie . W Kenii była 18.15, więc właśnie kończył się dzień.