Jadąc do Maroka, mnóstwo czasu poświeciłam na czytanie o tym kraju i o tutejszych zwyczajach. W ten sposób dowiedziałam się o geoblogu ;)
Nie byłam zbyt dobrze nastawiona do Agadiru. Spodziewałam się bardzo turystycznego miasta gdzie oprócz opalania nie ma co robić. I rzeczywiście pierwsze wrażenie nie jest zbyt optymistyczne. Szczególnie wyczerpująca jest kultura tutejszych sprzedawców. Kiedy chcesz pójść na spacer i zrelaksować się, jest to praktycznie niemożliwe. Wszyscy dookoła próbują wmówić, ze koniecznie potrzebujesz ich towaru. I nie szkodzi ze masz na twarzy okulary, na pewno potrzebne są ci kolejne :p
Jednak Agadir zyskuje przy bliższym poznaniu. Kiedy już oswoiliśmy się z "naganiaczami" zaczęliśmy dostrzegać urok tego miejsca. Cudowna szeroka plaza, zawsze ładna pogoda, nawet teraz jest przyjemnie choć wietrznie. Agadir jest dostosowany dla turystów dzięki temu można ciekawie zorganizować czas: wielbłądy, konie, quady, buggy, katamaran i wiele innych atrakcji. A jeśli oddalimy się od promenady dostrzeżemy piękne parki, urocze uliczki i sympatycznych ludzi
Nasz hotel jest tuz przy plaży. Niektórzy maja piękny widok. Jednak ja z Joanna, Paula i Paweł nie mieliśmy tyle szczęścia i okna naszych pokoi wychodzą na krzaki. Ma to swoje plusy. Codziennie nastawiałam sobie budzik na 7.00, jednak ptaszki, mieszkające w krzakach, budziły mnie zawsze punktualnie o 6.50. Niesamowite :)
Agadir został całkowicie zniszczony podczas trzęsienia ziemi w 1960 roku, podczas którego zginęło 3 Polaków. Nadal na obrzeżach powstają nowe budynki. Stracił swój marokański wygląd, ale w gruncie rzeczy jest uroczy.
Marokański rząd prowadzi politykę antyslumsową, przez co wokół Agadiru nie ma slumsów. Jednak Marokańczycy sprytnie to omijają. Nasz przewodnik powiedział nam, że wokół takich metropolii jak Casablanca w ciągu jednej nocy może powstać prowizoryczny, murowany budynek, który już slumsem nie jest :P