Na ten dzień zaplanowaliśmy Camp Nou, Parc Guella, budynki Gaudiego i jeśli zdążymy odwiedzimy jeszcze raz La Ramblę.
Camp Nou zwiedzało się bardzo przyjemnie, nie tylko był to odpoczynek od upału, ale chociaż ja nie jestem fanką piłki nożnej, naprawdę fajnie spędziłam tam czas. Ciekawe muzeum, ogromne tablice dotykowe, liczne gabloty, możliwość zwiedzania szatni piłkarzy oraz sali konferencyjnej, gdzie można było zrobić sobie zdjęcie z oryginalnym pucharem. Jeśli zdjęcie nam sie podobało mogliśmy je kupić przy wyjściu w dowolnym rozmiarze. My skorzystaliśmy z tej możliwości, bo zdjęcie bardzo ładnie wyszło. Tylko blitety drogie, ok. 110 zł... Ale trudno, warto odwiedzić największy stadion Europy.
Parc Guell również bardzo nam się podobał, chociaż moje pierwsze miejsce spośród najpiękniejszych miejsc Barcelony nadal należy do Sagrady. Spacerując po parku, ciągle zastanawiałam się skąd Gaudi brał pomysły na tak fikuśne dekoracje i budynki. :)
Udało nam się jeszcze wrócić na La Ramblę, gdzie m.in. zajrzeliśmy do Muzeum Figur Woskowych. To był Pawła pomysł, ja wolałam zwiedzać kolejny bydynek Gaudiego. Jak się okazało super się bawiliśmy. Nie będę zdradzała jaka niespodzianka czeka na zwiedzających, ale naprawdę warto. Jestem wdzieczna za to, że Paweł tak się uparł przy tym muzeum. :)
Po 10 - godzinnym pobycie w stolicy Katalonii, do Lloret wróciliśmy bardzo zmęczeni :)