„Łódź się budziła.
Pierwszy wrzaskliwy świst fabryczny rozdarł ciszę wczesnego poranku… Olbrzymie fabryki, których długie, czarne cielska i wysmukłe szyje-kominy majaczyły w nocy, w mgle i w deszczu - budziły się z wolna…” - Władysław Reymont „ Ziemia Obiecana”
Ostatnie promienie sierpniowego słońca łapaliśmy w Łodzi, która znana jest w Polsce jako dawniejsze centrum przemysłowe oraz kolebka kinematografii. W Łodzi otworzono pierwsze w Polsce stałe kino w 1899 r. oraz zrealizowano większość filmów fabularnych w drugiej poł. XX w. Stąd miasto często nazywane jest „HollyŁódź”. Natomiast dla mnie Łódź to przede wszystkim moje dzieciństwo. To właśnie tu, w studiu Se-ma-for powstały takie kultowe animacje jak: Miś Uszatek, Miś Colargol, Zaczarowany Ołówek czy Kot Filemon.
Często słyszy się stereotypową negatywną opinię, że w Łodzi są same fabryki. Ale przecież nie bez powodu Łódź stała się natchnieniem dla wielu poetów, m.in. Tuwima, Iwaszkiewicza czy Broniewskiego. Przyszedł czas na moje pierwsze spotkanie z Łodzią. Mamy tylko weekend, więc nie marnujmy czasu.
Najpierw Piotrkowska! Hotel mieliśmy w bardzo atrakcyjnej lokalizacji na Piotrkowskiej w pięknej kamienicy. Bardzo ucieszeni wdrapaliśmy się po schodach na górę. W końcu dotarliśmy do pokoju, a tu kolejna niespodzianka. Widok na Piotrkowską. Moja radość okazała się przedwczesna. Piotrkowska to nie tylko piękne kamienice, wspaniały szeroki deptak, po którym nie jeżdżą samochody, ale również centrum nocnego życia, więc przez całą noc budziły mnie śpiewy imprezowiczów.
"To największą Łodzi troską aby Łódź całą - zmieścić na Piotrkowską” Jan Sztaudynger
Czasu mało, więc pora ruszyć na spacer po Piotrkowskiej. Po drodze spotkaliśmy liczne sławy: Juliana Tuwima na ławeczce, Władysława Reymonta na skrzyni, piszącego Ziemię Obiecaną, a także Misia Uszatka. Dalej dotarliśmy do swoistego Pomnika Mieszkańców Łodzi. Pomysł polegał na tym, ale mieszkańcy wykupili sobie kostkę brukową ze swoim nazwiskiem, a później podczas remontu ułożono z nich deptak. Pomysł ciekawy, aczkolwiek widziałam wiele tabliczek z nazwami firm – to już nie jest ciekawe.
Idąc Piotrkowską dotarliśmy do Skansenu Łódzkiej Architektury Drewnianej, który jest darmowy w weekendy. A już wieczorem poszliśmy na drugi koniec Piotrkowskiej do słynnej Manufaktury. Po drodze widzieliśmy Plac Wolności, który w podziemiach ma Muzeum Kanału. Musi być ciekawe, ponieważ była kolejka do kasy. Może innym razem. Tymczasem obejrzeliśmy Pałac Poznańskiego i wreszcie dotarliśmy do Manufaktury. Byłam bardzo mile zaskoczona. Nie spodziewałam się, że zabudowa z czerwonej cegły może być tak ładna, wręcz przytulna. Akurat trwał koncert artystki urugwajskiej, więc Manufaktura dla nas to ciepły wieczór, oświetlone fontanny i budynki, uroczy deptak, a nad tym wszystkim unoszą się dźwięki delikatnej, egzotycznej dla nas muzyki. Całość psuje nowoczesne centrum handlowe znajdujące się na końcu deptaka, zupełnie nie pasujące do całości kompleksu. Najchętniej bym się go pozbyła i byłoby idealnie. I tak w sobotę poznaliśmy fabryczną twarz Łodzi.
W niedzielę natomiast poznaliśmy jej oblicze filmowe. Zaraz po śniadaniu popędziliśmy do Muzeum Kinematografii. Świetne miejsce dla małych i dużych. Muzeum mieści się w pałacu Scheiblera, więc oprócz wystaw związanych z kinem, zagospodarowano też kilka pomieszczeń, pokazujących dawny wystrój pałacu. Wita nas Kotek Filemon. Na dole stare sprzęty związane z kinem, trochę wyżej tematyczne pokoje, gdzie poznajemy historię filmu i wreszcie na samej górze świat bajek. Makiety, kukiełki, wystawy – wszystko to przenosi nas w świat dzieciństwa. Aż nie chce się wychodzić.
Po muzeum biegiem na dworzec i tak skończył się nasz słoneczno - burzowy weekend w Łodzi.