To był nasz przedostatni dzień w Liptowskiej Krainie. Tego dnia postanowiliśmy pójść na spokojny, delikatny spacer bez dużej różnicy wzniesień. Tym razem ruszyliśmy w stronę Gór Choczańskich. Z niewielkiej miejscowości Bukovina można 1,5 godzinnym spacerkiem dotrzeć do bardzo dobrze zachowanego Zamku Liptowskiego. To właśnie był nasz cel na dzisiejszy dzień.
Początkowo szlak prowadził utwardzoną drogą, następnie między pięknymi polanami oraz rzadko zadrzewionym lasem. Na jednej z polan zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek. Kiedy ruszyliśmy, już po kilkunastu metrach na skutek odkrycia Kasi, nastąpił ekspresowy odwrót. Na niewielkim wzgórzu pomiędzy wyciętymi drzewami, siedział sobie mały miś i zupełnie beztrosko się na nas gapił, jakbyśmy byli małpkami w zoo. Miał puszyste futerko i czarne oczka. Wydawał się dość daleko, jednak dorosła niedźwiedzica potrzebowała by kilku sekund na pokonanie tej odległości.
I wtedy zalały nas skrajne uczucia: radość, euforia, strach i przerażenie. Z jednej strony chciało się czym prędzej uciekać, z drugiej jeszcze chociaż pół sekundy nacieszyć oczy widokiem tego puszystego stworzenia. Co robić? Co należy robić w takiej sytuacji? Przeczytałam mnóstwo rzeczy przed wyjazdem, wszystko sobie zaplanowałam, miałam ułożony dokładny grafik, co robimy każdego dnia, ale nie zaplanowałam spotkania z misiem! Chciałam spotkać kozicę, która będzie żarła trawę albo świstaka, który zwieje na nasz widok, ale nie gapiącego się niedźwiadka!
Tymczasem Maluch powoli podniósł się i zarzucając zadkiem, zaczął truchtać w stronę lasu. Jeszcze zatrzymał się, żeby na nas spojrzeć, ale my już uciekaliśmy. Na szczęście Pawłowi udało się zrobić na szybko kilka zdjęć. Przysięgam, że w tamtej chwili moje zakwasy przestały istnieć. Kijki pod pachę i w nogi ile sił.
Wówczas doświadczyłam niezwykłego zjawiska. Otóż, mój mózg bardzo szybko stworzył taki oto tok rozumowania: skoro jest maluch, to musi być gdzieś mama, a skoro mama to i tata... A rodzice mogą mieć rodzeństwo i inne dzieci…. Rany boskie!!!! Ten las jest pełen niedźwiedzi! Mój spanikowany umysł zaczął wszędzie dostrzegać niedźwiedzie. Każdy osamotniony krzak, każdy ruch czy szelest… to wszystko było niedźwiedziami! Uciekając, wszyscy nerwowo rozglądaliśmy się na boki, czy gdzieś nie spacerują sobie kolejne okazy.
Początkowo nie odzywaliśmy się do siebie, dopiero, kiedy wyszliśmy na ubita drogę, zaczęliśmy mówić wszyscy naraz. Emocje nas rozpierały.
W pewnej chwili minęliśmy parę turystów ze Słowacji, którzy beztrosko szli właśnie tam, skąd my uciekaliśmy. Wiedzieliśmy, że ktoś z nas musi im powiedzieć. Ale podczas kiedy my obrzucaliśmy się spojrzeniami, kto ma się dogadywać, turyści zdążyli się już oddalić. No nic, trzeba było ich dogonić.
Paweł jest właśnie tą osobą, która z naszej dwójki mówi lepiej po angielsku, w związku z czym ma bardzo dziwaczny zwyczaj wysyłania mnie na front. Twierdzi, że dzięki temu więcej się nauczę. Póki co jego teoria się nie sprawdza, ale jest bardzo wytrwały w swoich działaniach i dlatego to ja pobiegłam za turystami. Mój mózg, który jeszcze zalewała fala adrenaliny i paniki, nie do końca chciał współpracować i stało się tak, że słowo „bear” wypowiedziałam jako „biir”. Czyli pełna emocji oznajmiłam : Widzieliśmy małe piwo na szlaku! Ich mina – bezcenna. Słowacy to jednak bardzo miły naród, bo pomimo mojego niedorzecznego oświadczenia nadal się do mnie uprzejmie uśmiechali. Wiedziałam, że mówię to źle, a Paweł był za daleko, żeby mi pomóc. Zaczęłam się rozglądać za kawałkiem patyka, żeby to napisać, bo oczywiście pisownię znałam, ale wymowy zupełnie nie potrafiłam sobie przypomnieć. Zaćmienie. W końcu pełna wiary w podobieństwo nasz słowiańskich języków mówię: Niedźwiedź! Wreszcie dziewczyna załapała : Aaaa. Nedzwec… Taaak… I wtedy mój mózg się odblokował i już dalej mogłam w miarę płynnie dokończyć rozmowę. Nie muszę chyba mówić, jaką radość sprawiłam moim towarzyszom podróży, opowiadając jak pięknie ostrzegłam turystów przed małym piwem. :)
Spotkanie z małym niedźwiadkiem było wspaniałym doświadczeniem, ale żadne z naszej czwórki nie chce go powtórzyć :)