Kiedy przed wyjazdem myślałam o Amboseli marzyły mi się dwie rzeczy: widok na bezchmurne Kilimandżaro i mnóstwo słoni. Nie rozczarowałam się.
Wyjazd na poranne safari nastąpił o 7.00. Tutaj wschodzące słońce nadawało wszystkiemu ciepłe barwy. Kilimandżaro pięknie prezentowało się bez chmur, jednak szczytem szczęścia było stadko słoni na tle wspaniałego Kilimandżaro już po 20 minutach jazdy. Dla mnie to safari już było udane. Dostałam to o czym marzyłam. No ale przecież nie będę wysiadać z samochodu, bo dostałam to czego chciałam, prawda? Dalej uparcie stałam w otwartym dachu i nie wiedziałam co zrobić z oczami. Czy wpatrywać się w Kili, która za chwilę miała schować się za chmurami czy wypatrywać zwierzaków?
Moim zdaniem widzieliśmy mnóstwo słoni, aczkolwiek pilot powiedział, że jakoś wyjątkowo mało ich jest. Skoro ja byłam zaskoczona, że jest ich tak dużo, to ile musi ich być zazwyczaj?!
Oprócz słoni, Amboseli ma również do zaoferowania niezwykłe bogactwo różnokolorowych ptaków. Do najpiękniejszych z pewnością należą żurawie koroniaste, które zawsze widuje się w parach. Widzieliśmy jak małe słoniątko czaiło się na takie żurawie i postraszyło je. Słoniki są najśmieszniejsze jak wesoło kręcą trąbą na wszystkie strony. Trąby starszych słoni są bardziej dostojne.
A teraz ciekawostka o słoniach. Każdy kto obejrzał Króla Lwa , pamięta jak Simba próbował przedostać się przez przerażające cmentarzysko słoni. Otóż takie miejsce rzeczywiście istnieje i znajduje się właśnie tu, w Amboseli.
Słonie umierają wtedy, kiedy wypadną im ostatnie, piąte zęby. Wtedy nie mogą już rzuć trawy. Wówczas instynkt mówi im, żeby udały się w jedno miejsce, na bagna, gdzie trawa jest miękka. Wówczas całe stado podąża za najstarszą słonicą w stronę bagien. Niestety trawa jest mało odżywcza i wkrótce słonie umierają. Naukowcy zauważyli, że kiedy przywódczyni stada umiera, jej córki ciągle są przy niej, przynoszą jej trawę, trącają ją, nie rozumieją co się dzieje. Słonie to niesamowite zwierzęta.
(Zachęcam do przeczytania książki Martyny Wojciechowskiej „Kobieta na krańcu świata. Cz.1” Jest tam rozdział poświecony Daphne Sheldrick, która prowadzi sierociniec dla słoni w Nairobi. Można się z niego dowiedzieć wiele interesujących szczegółów na temat słoni.)
Szczerze mówiąc zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Amboseli. Na geologu przeczytałam wszystkie podróże o Kenii i Tanzanii, i ktoś napisał, że w Amboseli jest susza i można spotkać sporo padliny. Widziałam również film przyrodniczy o rodzinie słoni z Amboseli, która zmagała się z suszą. Dlatego przypuszczałam, że może nie być za ciekawie.
Tymczasem my trafiliśmy na zupełnie inne Amboseli, piękne, zielone, tętniące świeżością i życiem z małymi źródełkami. Najpewniej to zasługa pory deszczowej, której jakoś nie odczuliśmy.