Zwabieni zapewnieniami, że o tej porze roku w Rajskiej Dolinie są wodospady, skusiliśmy się na wycieczkę. Koszt 20 euro. Widoki na Góry Atlasu przepiękne, mijane wioski sprawiały, że czuło się marokańskie klimaty. Po prawie dwugodzinnej jeździe wśród pięknych krajobrazów, docieramy do wioski Immouzer. Idziemy wąską, uroczą ścieżką i naszym oczom ukazuje się... hm... woda pryskająca ze skał :P Wodospadami bym tego nie nazwała, choć niewątpliwie jest to ładne miejsce.
Dodatkową atrakcję zapewnił nam pewien Marokańczyk, który wykrzykiwał, że wykona popisowy skok do lodowatej wody. Jego kumpel, wołał nas do miejsca, w którym będzie najlepiej widać, i bardzo uczynnie pomagał moim koleżankom przejść po kamieniach. Po wszystkim okazało się, że panowie żądają wynagrodzenia za owe przedstawienie i to w papierkowych pieniądzach!!! Przedsiębiorczy ci Marokańczycy :P
Podsumowując, miło spędziliśmy czas, krajobrazy przepiękne. Ale gdybym mogła jeszcze raz zdecydować, wolałabym ten czas poświęcić innemu miejscu.
Po południu wybraliśmy się na wielbłądy (10 euro). Jakie to zabawne zwierzęta, takie niesymetryczne, pokraczne, a jednak ujmujące :)
Świetnie się bawiliśmy. Chociaż po wszystkim usłyszeliśmy to wszechobecne "bakszisz". I prośba minimum 5 euro. W myślach powtarzałam sobie ciągle, że to po prostu odmienna kultura, że powinnam to traktować jako ciekawostkę i że w sumie to nawet zabawne. W każdym bądź razie nie miałam tych 5 euro :P Wyszłam z europejskiego założenia, że skoro wyprawa jest opłacona, to nie potrzebuję brać pieniędzy, żeby ich nie zgubić, więc miałam tylko 2 euro. Pan od wielbłądów rozpaczliwie pomachał rękoma, i nie przyjął monet. Na szczęście reszta grupy się zrzuciła. Ech... w przyszłości już zawsze miałam pieniądze ze sobą :P
Po kolacji poszliśmy się na spacer. Pomimo późnej pory czuliśmy się bezpiecznie. Na promenadzie spacerowało mnóstwo marokańskiej młodzieży. Bynajmniej nie byli zainteresowani turystami, raczej płcią przeciwną :)
Maroko jest krajem w znacznej mierze muzułmańskim, jednak nikogo tu już nie dziwi para trzymająca się za ręce. Nas Polaków dziwił natomiast widok mężczyzn trzymających się ręce. Pod koniec wyprawy okazało się, że to po prostu oznaka przyjaźni.