Po całonocnej jeździe, do Lloret przyjechaliśmy około 16.00
Przed podróżą dużo czytaliśmy o tej miejscowości. To co o niej wiedzieliśmy nie napawało entuzjazmem. Ulubione miejsce dla młodzieży, ogromna ilość dyskotek, mnóstwo turystów i całe to zamiesznie związane z imprezującymi turystami.
Wystarczył krótki wieczorny spacer, żeby przekonać się, że niestety to prawda. Na ulicy słyszałam głównie język niemiecki, polski i rosyjski. Hiszpańskiego jak na lekarstwo, a tak chciałam posłuchać tego cudownego języka, którego uczę się już od dwóch lat.
Ale muszę też stanąć w obronie tego turystycznego miasteczka. W rzeczywistości jest bardzo ładne, zwłaszcza kiedy rankiem spaceruje się po pustych uliczkach, kiedy cała młodzież jeszcze śpi. Ponadto jest świetną bazą wypadową. Z dworca autobusowego odchodzą bardzo często autobusy do Barcelony, Girony, a statkiem można popłynąć sobie do Blanes, lub do Tossa. Nie można się nudzić. Hotel mieliśmy cudowny. 3 - gwiazdowa Kleopatra ma swój basen, bardzo ładne pokoje z łazienkami i rewelacyjną restaurację, gdzie posiłki są serwowane w formie szwedzkiego stołu, a dania typowo hiszpańskie, a także katalońskie były oznaczone flagami. Jedzenie super, obsługa przemiła, jedna z pań na recepcji mówiła nawet po polsku, troszkę śmiesznie, ale miło było usłyszeć :)
Już wieczorem znaleźliśmy dworzec i sprawdziliśmy o której mamy autobusy do Barcelony. Dowiedzieliśmy się również, że w jednej z dyskotek gwiazdą wieczoru jest Mr. Polska :P